(tekst wyłącznie dla mężczyzn, kobiety czytają na własną odpowiedzialność)
Piszę teraz do Ciebie. Tak, właśnie do Ciebie. Nie rozglądaj się. Piszę specjalnie do Ciebie i dla Ciebie. Jeśli zainteresował Cię tytuł, to znaczy, że warto czytać dalej. Jak pewnie podejrzewasz, przypadki nie istnieją...
Ale na wszelki wypadek sprawdźmy...
- Czy masz niejasne poczucie, że czas przecieka Ci przez palce, a Ty nie robisz nic, co miałoby prawdziwy sens?
- Czy starasz się bardzo zasłużyć na miłość swojej kobiety (jeśli masz kobietę i jesteś heteroseksualny), a ona Cię odrzuca?
- Czy marzysz o sukcesie, a nie bardzo Ci się w życiu układa?
- Albo może odniosłeś sukces finansowy, ale jakoś Cię to nie uszczęśliwiło?
- A może od lat jesteś zadłużony i nie za bardzo dajesz radę z tego wyjść?
- Czy wieczorami wybierasz piwo i gry komputerowe lub oglądanie seriali?
- Czy myślisz czasem, że mógłbyś żyć inaczej, ale nie za bardzo jesteś w stanie w to uwierzyć?
- Czy tak jest już od lat?
Zanim do brzegu, kilka przemyśleń na początek…
Żyjemy w czasach, w których większość mężczyzn było/jest wychowywana przez kobiety. Ojca nie było lub nie było przez większość czasu. Jest to skutek często zdarzających się rozpadów związków, a w naszej kulturze zazwyczaj dzieci zostają przy matce. Są wypadki, gdy jest inaczej, ale zdarzają się tak rzadko, że na potrzeby tego, co chcę napisać, możemy je pominąć. Jeśli ojciec był i nie był za granicą lub na morzu (jak mój), to i tak nie było go przez większość dnia, a jego dzieci zwykle nie miały pojęcia gdzie konkretnie jest i co robi, gdy go nie ma.
Oczywiście kobiety starały się jak mogły, ale podjęły się niemożliwego – wychowania mężczyzny. To się nie da zrobić. Czasem młody chłopiec miał szczęście i spotykał na swoje drodze innego dorosłego świadomego mężczyznę w osobach dziadka, nauczyciela, trenera judo.
Ale zwykle nie spotykał.
Był wychowywany przez matkę, która starała się jak mogła i zwykle ukształtowała go na grzecznego, uważnego i wpierającego ją samą. Wychowała go na swojego partnera.
I poszedł w życie nie wiedząc, kim jest, bo nikt mu po drodze nie powiedział, że jest mężczyzną. Był grzeczny i dobrze się uczył, bo za to dostawał akceptację matki, a przecież bez niej trudno przeżyć, gdy jest się dzieckiem.
Stawał się przyjacielem kobiet i w dorosłym życiu pragnął od kobiet właśnie potwierdzenia swojej męskości. Brzmi znajomo?
Niestety, to misja niemożliwa. Żadna kobieta nie potwierdzi męskości mężczyźnie. Podobnie żaden mężczyzna nie potwierdzi kobiecości kobiecie. To nie ich rola. Kobieta potrzebuje mężczyzny, który wie, że nie jest już chłopcem. Inaczej staje się jego matką. I dość szybko oboje są sfrustrowani.
Z kobietami zresztą jest analogicznie.
I żyjemy tak próbując sobie i innym udowodnić swoją męskość przy każdej okazji, każdego dnia.
W naszej kulturze zachodnioeuropejskiej nie ma rytuałów przejścia z wieku dziecięcego w dorosłość. Jak na ironię we wszystkich kulturach, które nazywamy z pogardą prymitywnymi, takie rytuały są. I są potrzebne. Bardzo.
Zwykle są trudne, bolesne, przerażające. Trzeba zmierzyć się, ze swoim strachem, bólem, zmęczeniem, potrzebą kontrolowania wszystkiego wokół. Często są symboliczne. Wymagają zrobienia tego, co robią tylko mężczyźni.
Są różne, ale zawsze są trudne. Gdyby były łatwe, nie spełniałyby swej roli. Nie byłyby tak bardzo ważne, bo przecież – cóż warte jest łatwe.
Chłopiec musi spędzić jakiś czas w samotności bez wody i jedzenia, poradzić sobie w dżungli bez niczyjej pomocy, czasem upolować dzikie zwierzę, czasem znosić tortury. Te rytuały, mimo, że są okrutne, nie są po to, aby kogoś złamać czy upokorzyć. Wręcz przeciwnie. Są po to, żeby chłopiec sam sobie udowodnił (a przy okazji innym), że daje sobie radę i że jest już dorosły. Że jest mężczyzną, a nie chłopcem.
I wtedy wszystko się zmienia. Mieszka i pracuje z mężczyznami. Jest przez nich uznany.
I nie ma już powrotu do dziecięcych zabaw.
I teraz napiszę coś, co świetnie wiesz. Otóż masz w sobie dzikie zwierzę. Dziką część, która chce żyć naprawdę. Chce być wolna. Chce być prawdziwa. Jest pierwotna, prymitywna. Jest egoistyczna i nieujarzmiona. Jest też seksualna. Chce się kochać ze swoją kobietą (albo z wieloma) bez wdzięczenia się i zasługiwania. Jest gotowa walczyć, gdy trzeba i potrafi zmierzyć się ze strachem.
Dobrze wiesz, że jest tam w środku.
Zwykle jednak jest to zbyt przerażające, żeby to przyznać choćby przed samym sobą. Boisz się, że nie dasz rady nad nim zapanować, więc na wszelki wypadek zamknąłeś je gdzieś głęboko i wyrzuciłeś klucz. Boisz się, że uwolnione, będzie nie do opanowania. Będzie ranić, zabijać i niszczyć wszystko wokół.
Tymczasem ono jest źródłem tak potężnej siły, że nawet sobie tego nie wyobrażasz.
Jeśli Ci się nie podoba, co przeczytałeś, nie czytaj dalej, nie warto.
Czujemy intuicyjnie, że potrzebujemy rytuału przejścia z bycia chłopcem do bycia mężczyzną. Ty tego potrzebujesz i Twoja kobieta też potrzebuje Twojego przejścia.
Kobieta potrzebuje mężczyzny, a nie chłopca.
Oczywiście docenia, że się starasz, że jesteś czuły, opiekuńczy i uważny. Albo nie, właściwie rzadko docenia. Trudno być w związku z chłopcem. Do wyboru jest przyjęcie roli matki, odejście albo wieczna frustracja.
Ona potrzebuje czuć się bezpieczna. Potrzebuje czuć Twoją stanowczość i siłę. Nie agresję. Spokojną siłę. Taką, dzięki której staniesz w jej obronie bez wahania i będziesz walczył. Że będziesz pracował w kopalni po 14 godzin, jeśli będzie trzeba. Że cokolwiek się nie stanie, będzie mogła na Ciebie liczyć.
I właściwie to też dobrze wiesz.
I chyba nie napisałem tu niczego i nie napiszę, czego byś już nie wiedział. Tylko ta wiedza prawdopodobnie Ci się nie podoba…
Czujemy, że potrzebujemy rytuału, więc zupełnie nieświadomie próbujemy go sobie zorganizować. I wtedy biegamy maratony, wchodzimy na Kilimandżaro, wspinamy się, nurkujemy, znikamy samotnie w górach na długie wędrówki (to wszystko o mnie), albo robimy inne tego typu rzeczy, żeby przekonać samego siebie, że to już. Że już jesteśmy mężczyznami. I szukamy potwierdzenia w oczach kobiet, a one unikają kontaktu wzrokowego lub patrzą z pogardą lub politowaniem.
Żadna kobieta Ci tego nie potwierdzi. Musisz to poczuć sam. Inaczej nic się nie zmieni.
Potrzebujesz poczuć swoją męską siłę, którą masz uwięzioną w swoim dzikim zwierzęciu.
Czujesz, że chciałbyś wydać dziki ryk, ale przecież masz zaciśnięte gardło. Od lat.
Co właściwie zrobić, żeby nie pozostało to tylko malowniczą teorią? Co KONKRETNIE możesz zrobić?
Po pierwsze przyznaj się, że Ci się nie udało. Nie tak miało być. Piękny wizerunek, o który tak dbasz nawet przed sobą samym, to tylko reklama. Twoje ambitne plany na życie nie wyszły. Utknąłeś. I żeby o tym nie myśleć otwierasz kolejne piwo, grasz w gry komputerowe lub zasypiasz przed telewizorem. I jeśli Ci to pasuje, to żyj tak dalej. Jeśli poczucie ulgi Ci wystarcza, nic nie zmieniaj. Być może to za trudne. Na dziś. Być może przyznanie się, że nie jesteś szczęśliwy, ba, że nie jesteś nawet prawdziwym sobą, to za dużo. Wróć do tego, kiedy będziesz gotowy.
Jeśli czytasz dalej to przyznaj, że Twój piękny wizerunek właśnie umiera. Puść go. Nie można go uratować. I nie spiesz się. Wytarzaj się w bólu i rozczarowaniu. Pogrzeb go i opłacz. Daj sobie czas.
Po drugie zajrzyj pod spód. Pod powierzchnię. Przyjrzyj się swojemu dzikiemu zwierzęciu i obudź je. Prawdopodobnie Ci się nie spodoba. To już nie wspaniały królewski, majestatyczny jeleń, którym próbowałeś być, tylko krwiożerczy drapieżnik budzący strach. Może obrzydzenie.
Tam jest Twoje zdecydowanie, Twoja stanowczość, Twoja siła.
Poczuj swoje zwierzę. Oddychaj z nim. Przyznaj się, że taki właśnie jesteś. Bo tam jest cześć prawdy o Tobie.
To też trudne. Może za trudne. Ale jeśli to zrobisz, przestaniesz się bać. To magiczny moment. Życzę Ci, żebyś go doświadczył. Z całego serca.
To dobry początek na drodze do życia, jakiego pragniesz. Powodzenia.
Jeśli to za trudne, ale chcesz się z tym zmierzyć, poszukaj kogoś, kto pomoże Ci przez to przejść. Koniecznie mężczyzny. Kogoś, kogo uznajesz za mężczyznę i któremu uwierzysz, kiedy on również uzna Cię za mężczyznę. Kto być może zorganizuje Ci Twój rytuał przejścia i pomoże Ci przejść na drugą stronę. A może zrobi to tylko symbolicznie. W pewnym sensie wszystko jest przecież metaforą.
Dariusz Seleman